Spółka z Gliwic tłumaczy teksty właściwie z każdego języka, współpracując z przeszło 700 tłumaczami niemal z całego świata.
Pod koniec lat 90. Maciej Grubel zajmował się marketingiem, reklamą, projektowaniem serwisów internetowych i zapewne nie przypuszczał, że już za kilka lat stanie się jednym z największych graczy w branży, w której wówczas nie miał żadnego doświadczenia.
– Okazało się, że nasi klienci poszukiwali także tłumaczeń niezwiązanych bezpośrednio z serwisami internetowymi – wspomina pan Maciej. – Musiałem więc szukać tłumaczy i tak krok po kroku w 2002 r. założyłem w Gliwicach spółkę Itamar. Gdy Telekomunikacja Polska wprowadziła taryfy „Darmowe wieczory i weekendy”, przy wykorzystaniu komputera wysłałem 100 tys. faksów z ofertą do różnych firm w całym kraju – i to był przełom. Jeszcze przez długi czas po tym wydarzeniu nasze telefony były bardzo gorące…
Podobno dobra nazwa to połowa sukcesu. Historia gospodarki pełna jest nazw, które stały się lokomotywą sprzedaży i takich, które ją skutecznie utrudniały. Itamar brzmi nieźle, ale zapewne mniej niż jeden procent klientów gliwickiej firmy wie, że to postać ze Starego Testamentu. Kapłan, syn Aarona, który nadzorował wykonanie Przybytku Mojżeszowego, czyli ozdobnego namiotu – przenośnej świątyni, w której przechowywano Arkę Przymierza jeszcze przed zbudowaniem świątyni jerozolimskiej.
Patron okazał się życzliwy, gdyż z roku na rok przybywa klientów, zleceń; rosną przychody i zyski. Dla osób nieznających specyfiki branży może wydawać się to dziwne, skoro coraz większa część naszego społeczeństwa posługuje się językiem obcym, zwłaszcza angielskim.
– Internet, globalizacja narzuca nam profesjonalne posługiwanie się obcymi językami. Dotyczy to na przykład przepisów prawa, treści umów, opisywania produktów czy obcych technologii, a to może zrobić tylko zawodowiec i ten proces będzie się nasilał – zapewnia Maciej Grubel.
Dziś Itamar należy do najlepszych i największych firm tej branży w kraju. Z pomocą blisko 700 współpracujących ze spółką tłumaczy, z których wielu to osoby z innych krajów, klienci mogą otrzymać tłumaczenia w około 50 językach. Ale jak zapewnia właściciel, gdyby się okazało, że konieczne jest tłumaczenie na lub z jakiegoś bardzo rzadkiego języka, to bez problemu będzie w stanie znaleźć odpowiedniego fachowca. Do tej pory ani razu nie było sytuacji, w której firma nie byłaby w stanie zrealizować jakiegoś zlecenia.
Mimo że Itamar nastawił się przede wszystkim na współpracę z dużymi krajowymi i zagranicznymi firmami, to od początku przyjęto zasadę, że nie ma klientów gorszych ani lepszych i przyjmowane są wszystkie, nawet najmniejsze tłumaczenia od osób prywatnych.
Trudno ustalić, kiedy pojawił się zawód tłumacza. Z pewnością wszystko zaczęło się od kupców przemierzających bezdroża Azji i Afryki na długo przed powstaniem pierwszych organizmów państwowych. Profesjonalnych tłumaczy mieli egipscy faraonowie (zapewne już pięć tysięcy lat temu), a władcy Persji z dynastii Achemenidów (550 – 330 p.n.e.) dysponowali sztabem urzędników znających języki basenu Morza Śródziemnego, Bliskiego Wschodu i Indii. W starożytnym Rzymie kancelaria cesarska miała na swoje usługi tłumaczy znających wszystkie języki ludów zamieszkujących imperium i jego sąsiadów.
Z czasem zmienił się też sposób tłumaczeń, zamiast „słowo w słowo” stosowano zasadę „sens w sens”, na co zwracał już uwagę św. Hieronim. W XVIII wieku Wolter pisał: „Tłumaczenia są jak kobiety, wierne nie są piękne, piękne nie są wierne”.
Wraz z powstaniem wielkich imperiów niektóre języki zyskiwały tak dużą popularność i znaczenie, że nazwalibyśmy je globalnymi. Najpierw egipski, potem grecki, łaciński, arabski, włoski, francuski, wreszcie angielski, którym dziś posługuje się 1,5 mld ludzi na całym świecie (mandaryńskim o pół miliarda mniej). Za to najrzadszym językiem jest jagański. Jeszcze sto lat temu mówiło w nim kilka tysięcy Indian z Ziemi Ognistej. Dziś jagańskim posługuje się tylko licząca 93 lata Cristina Calderon.
Na świecie mówimy w ponad 6 tys. języków, w tym przeszło 2,4 tys. jest zagrożonych wymarciem.
Podczas drugiej wojny światowej armia Stanów Zjednoczonych wykorzystywała Indian z plemienia Nawaho, których języka nie byli w stanie rozszyfrować Japończycy.
W instytucjach unijnych, gdzie pracuje 1800 tłumaczy, obowiązują 24 języki urzędowe, w tym polski. W ONZ językami urzędowymi są: angielski, arabski, chiński, francuski, hiszpański i rosyjski.
Henryk Schliemann, przedsiębiorca archeolog, odkrywca Myken i Troi, znał biegle 18 języków, w tym polski. Opracował metodę, która pozwalała mu nauczyć się kolejnego w mniej niż dwa miesiące. To jednak nic przy Libańczyku Zaidzie Fazahu, który opanował 59 języków, ale w przeciwieństwie do Schliemanna niczego nie odkrył ani nie zarobił milionów.
Coraz większe upowszechnienie angielskiego może wydawać się spełnieniem odwiecznego marzenia człowieka o powrocie do czasów sprzed budowy wieży Babel, gdy według Biblii wszyscy mówiliśmy jednym językiem. Ma to jednak także niekorzystne następstwa. W Holandii, gdzie 92 proc. mieszkańców mówi dobrze po angielsku, coraz mniej osób chce studiować rodzimy język, czyli niderlandzki.
Zanim jednak angielski wyprze inne języki, branża tłumaczeniowa jeszcze przez bardzo wiele lat będzie się rozwijać. Wartość globalnego rynku przekroczyła już 50 mld dolarów rocznie, przy czym na Stany Zjednoczone i Chiny przypada blisko połowa tej kwoty. Polski rynek tłumaczeń jest wart prawie 300 mln dolarów i cały czas się zwiększa.
Zwykłe tłumaczenie jednej strony z popularnego języka obcego na inny, równie znany (angielski, francuski, niemiecki, rosyjski), kosztuje 38 zł (plus VAT). Cena może wzrosnąć do 65 zł w przypadku języków mniej popularnych (duński, serbski, niderlandzki).
Nieco droższe są tłumaczenia uwierzytelnione (wykonane przez tłumaczy przysięgłych). Za stronę tekstu tłumaczonego z angielskiego na polski trzeba zapłacić 60 zł, ale już z litewskiego na szwedzki o 30 zł więcej. Tłumaczenie uwierzytelnione z polskiego na angielski lub niemiecki skróconego aktu urodzenia kosztuje 50 zł, świadectwa pracy – 145 zł. W przypadku języków znacznie mniej popularnych firma nie podaje cen, ale co zrozumiałe, muszą być one wyższe.
Spółka specjalizuje się w tłumaczeniach skomplikowanych tekstów technicznych czy naukowych. Swego czasu przetłumaczyła dokumentację związaną z budową zabezpieczeń przeciwpowodziowych dolnej Odry finansowanych przez Bank Światowy. Koszt zlecenia znacznie przekroczył pół miliona złotych.
Czasem zdarzają się nietypowe zamówienia, jak na przykład tłumaczenie chińskiej aplikacji z horoskopami zlecone przez biuro w Luksemburgu, a pilotowane przez firmę z Czech.
Dziś już połowa przychodów przypada na zagranicę. Przede wszystkim kraje Unii, Rosję i Chiny.
Oprócz tradycyjnych tłumaczeń dla stałych klientów spółka świadczy również usługę polegającą na tłumaczeniu na żywo. Dodatkowo zajmuje się też korektą tekstów, grafiką komputerową, nagrywaniem spotów reklamowych, drukiem.
Roczne przychody powoli zbliżają się do 10 mln zł, co przy kilkuprocentowym zysku pozwala na rozwój, korzystanie z nowych technologii i optymalizację kosztów.
Prezes Grubel z optymizmem patrzy w przyszłość:
(*) Cesarz Karol V
Autor:
29.06.2021